Gdy przeszło pół roku temu przeczytałam pierwszą minipowieść z serii o Kovarze, Przemytnika stwierdziłam że kiedyś może sięgnę po następne części, ale w sumie to niekoniecznie. No może, jeśli będzie mi się bardzo nudziło w jakiś zimowy wieczór. Jednak ostatnio, gdy byłam w bibliotece po ukochanego Pratchetta, wzrok mój przyciągnęła okładka Nie ma krwi bez ognia i ciekawość moja została połechtana. Czemu? Bo tym razem Kovar miał trafić pod Austerlitz.
I tak zabrałam tę malutką objętościowo książeczkę do domu i oczywiście od razu przeczytałam. Bo czyta się to rzeczywiście w zastraszającym tempie. Nie tylko dlatego, że stron jest malutko i format nieduży, ale dlatego, że tu także, jak w Przemytniku, akcja goni akcję. Od pierwszej strony czytelnik wpada w samo centrum wydarzeń, a potem jest tego coraz więcej. Strzelaniny, wybuchy, ucieczki. A wszystko podane tym razem lekko i, czasami, z humorem. Po przeczytaniu stwierdzam, że tom drugi przygód agenta JFK czytało mi się lepiej: może to zasługa tematu (bardzo lubię wiek XIX), może nowych postaci. Tak czy inaczej patrzę teraz dużo przychylniejszym okiem na tę serię i już wiem, że sięgnę po następne części. W końcu w kolejce czekają wikingowie i golem.
3 komentarze:
ja jestem przy tomie 4 i prawdę mówiąc już coraz bardziej mnie ta seria rozczarowuje... a może po prostu nie mam nastroju na coś tego typu? To taki Bond z domieszką SF... co za dużo to niezdrowo - widać trzeba robić sobie przerwy pomiędzy kniżkami
Miałem już dwa podejścia do Miroslava Zambocha, z jednej strony komiksowa "Wylęgarnia", z drugiej zaś nijaka "Krawędź żelaza", toteż przez najbliższy czas będę omijał ich autora szerokim łukiem.
Mam dziwne odczucie podczas lektury jego książek, czując, jak gdyby pisarz nie do końca wykorzystywał swoje możliwości. Ciekawe jak to wygląda w przypadku "Agenta JFK".
Mimo to, czekam na recenzję kolejnych tomów ;)
przynadziei - faktycznie, to taki Bond z elementami SF. Po słabym starcie zaczęło mi się podobać. Na pewno przeczytam jeszcze dwa kolejne tomy ze względu na tematykę, a potem zobaczymy.
Maks - dużo dobrego słyszałam o jego "Sierżancie", pozostałych książek nie znam. Te o agencie JFK, to taka leciutka lektura, więc nie sądzę, żeby tutaj właśnie autor wykorzystywał swoje najlepsze możliwości ;)
Prześlij komentarz