U mnie z literaturą podróżniczą jest raczej słabo. Owszem, czasami coś przeczytam, ale nie pochłaniam tego rodzaju książek, jak niektórzy. Poza tym, ja jestem raczej typowym domatorem i choć bywałam w różnych miejscach, a o zwiedzeniu innych nadal marzę, to ogólnie nie przepadam za podróżami. Mimo wszystko postanowiłam sięgnąć, będąc wczoraj w bibliotece, po książeczkę Beaty Pawlikowskiej z nowej serii Dzienniki z podróży. Czemu? Bo lubię panią Pawlikowską.
W weekendy Beata Pawlikowska ma w jednej z rozgłośni radiowych swój program o podróżach. Lubię go sobie posłuchać szykując rano śniadanie. Po prostu Beata Pawlikowska wydaje mi się bardzo sympatyczną i ciekawą osobą, która sporo już w swoim życiu widziała ciekawych miejsc i o nich w sposób interesujący opowiada. Myślałam, że tak samo będzie z tą książką. Przyznam się, że zbudziło moje zdumienie niewielkie wydanie tej książki: kieszonkowy format, coś około 100 stron, ale stwierdziłam, że może jest w tym jakiś pomysł. Niestety się rozczarowałam. Książeczka jest sympatyczna, ale właściwie niewiele więcej da się o niej powiedzieć. Rysunki autorki dają wrażenie przeznaczenia dla dzieci. Treści w sumie jest bardzo niewiele, i niestety to co przeczytałam nawet nie rozbudziło moje ciekawości i chęci na więcej. Ot, kilka podstawowych faktów z historii Wyspy i historia z tatuażem. Mały przerywnik na dwie, trzy godziny.
Ja raczej dam spokój tej serii, a raczej za jakiś czas, jak znów nabiorę ochoty na podróże, sięgnę może po coś tej autorki, ale konkretniejszych rozmiarów.
8 komentarzy:
Od dawna mam ochote na jakąś książkę Beaty Pawlikowskiej, jestem ciekawa jaki będzie mój odbiór jej podróży.
Pozdrawiam,
Kass
Nie czytałam nic Pawlikowskiej, ale chce to zmienić ;)
Z podróżniczych czytałam tylko Cejrowskiego. Może kiedyś to zmienię, ale na razie jakoś mi się nie pali :)
Nie przepadam za takimi książkami, zdecydowanie wolę fantastykę, lub książkę na faktach. Ale twój opis mnie zainteresował ;> Na pewno przeczytam ;)
http://made-in-marta.blogspot.com/ - zapraszam do siebie, byłoby mi bardzo miło ;)) !
Lubię słuchać Pawlikowską w radiu, więc może wypadałoby sięgnąć po jakąś jej książkę!
Czytałam "Przesunąć horyzont" Wojciechwskiej o wchodzeniu na Mont Everest i oprócz zbyt duzej ilości zdjęc z autorką, byo ok. Ksiązki Pawlikowskiej odstraszają mnie swym kieszonkowym wydaniem, niewiekailościa stron i brakiem fotografi. Przecież Pawlikowska jest także fotografem, więc epiej czytałoby się ksiązke pdoróżniczą okraszoną zdjęciami.
Aneta - Ja z Wojciechowską mam taki problem, że jej osoba mnie denerwuje. Coś w niej mi niesamowicie przeszkadza, omijam więc jej książki i programy. Ale zgadzam się, że w książkach podróżniczych powinny być zdjęcia :)
Mnie książki z tej serii przypadły do gustu, bo są bardzo "szybkie w czytaniu". Pół godziny, akurat przed snem, gdy jeszcze nie jestem dość śpiąca, ale już nie mocno aktywna. Pewnie przeczytam ich więcej, bo to taki miły dla mnie przerywnik :) ciepło pozdrawiam.
P.S. dopiero odkryłam bloga, ale dodałam do swojej blogowej listy ;)
Prześlij komentarz