sobota, 9 maja 2009

"Rab Ne Bana Di Jodi" (2009)

Ciepło na zewnątrz, lato już niedługo, więc we mnie widocznie odezwała się potrzeba oglądania filmów rodem z bollywood. Niedawno widziałam Billu, teraz miałam okazję obejrzeć kolejny film z Shah Rukh Khanem, tym razem w roli głównej i do tego podwójnej, Rab Ne Bana Di Jodi. Czysta przyjemność.

Spokojny, cichy i niepozorny Surinder Sahni jedzie na ślub córki swojego dawnego profesora, którego był ulubieńcem. Niestety do tego radosnego wydarzenia nie dochodzi: pan młody ginie w wypadku jadąc na uroczystość, a profesor na wieść o tym przechodzi zawał serca. W szpitalu przed śmiercią prosi on Surindera, by ten ożenił się z jego córką: nie chce by została ona sama po tak ciężkich przejściach. Surinder i Taani biorą ślub, wprowadzają się do domu Surindera w Amritsarze. Tam dziewczyna zapisuje się po pewnym czasie, za zgodą męża, na kurs tańca. Jej partnerem zostaje szalony, ciągle gadający i bezpośredni Raj Kapoor. Kogo wybierze Taani?

Ten film oczarował mnie od samego początku. Widziałam go już dwa razy i póki co nie mam dość. Jest ciepły, sympatyczny i przyciąga najwyraźniej jak magnez. Przede wszystkim brawa dla Shah Rukh Khana: jak zwykle ukradł całą moją uwagę. W tej podwójnej roli jest po prostu rewelacyjny, nie pierwszy raz zresztą: podobnie było w Donie i Paheli. Są to dwa bardzo lubiane i cenione przeze mnie filmy. Widocznie King Khan w podwójnej roli to złoty środek na naprawdę dobry film. I jako spokojny urzędnik, i jako szalony podrywacz Khan się sprawdza i jest naprawdę w swoim żywiole. Jego Surinder podbija serce ciepłem i dobrem, a Raj, gdy człowiek się już do niego przyzwyczai, kradnie całą sympatię i wywołuje uśmiech na twarzy. Khanowi partneruje w tym filmie Anushka Sharma i, o ile się nie mylę, jest to jej debiut, w dodatku bardzo udany. Fajnie razem z Khanem wyglądają, dziewczyna jest ładna, naturalna, pięknie się uśmiecha i nieźle tańczy. Muszę jeszcze wspomnieć o postaci najlepszego przyjaciela Sahniego: Bobby, fryzjer, całkowite przeciwieństwo Surindera, taka lekko przerysowana postać, ale wprowadza humor i jest bardzo sympatyczny.
Rab Ne Bana Di Jodi ma kilka scenek-perełek: Surinder i jego żółty termos, Surinder i podwinięte rękawy, Raj i nieco za obcisłe spodnie, Taani na przyjęciu, Taani i Surinder w meczecie, wycieczka Raja i Taani, tańczący Surinder i Bobby, pościg na motorze, rozmowa Taani i Raja przed występem. Wszystkie te sceny są cudnym źródłem humoru, akcji czy wzruszenia.
Muzyka w tym filmie jest, co nie dziwi, bardzo taneczna i energetyczna. Całość jest bardzo udana, ale moim ulubionym utworem jest Haule Haule, niesamowicie mi się podoba.
Ogólnie mówiąc jest to kolejny świetny film bolly, który mogłam zobaczyć i bardzo się z tego cieszę, bo Rab Ne Bana Di Jodi podbił moje serce. Jest to niezwykle pozytywny film, ciepły i bardzo sympatyczny. Po prostu historia wspaniałej miłości pomiędzy zwykłymi ludźmi.


A na zachętę Haule Haule:

Brak komentarzy: