
Mimo, że biorę udział w wyzwaniu
Kraje nordyckie, nie planowałam czytać niczego Karen Blixen. Nie wiem, co ludzie widzą w jej
Pożegnaniu z Afryką, próbowałam kiedyś obejrzeć film i mi kompletnie nie wyszło; może książka jest inna, ale to nadal nie moja tematyka. Stałam jednak niedawno w niesamowicie długiej kolejce, a że nie zabrałam ze sobą niczego do czytania, nudziło mi się ogromnie. Na szczęście w pobliżu wypatrzyłam stanowisko z tanimi książkami, a na nim
Ucztę Babette właśnie. Ponieważ już jakiś czas temu miałam przyjemność obejrzeć film o tym samym tytule, zakupiłam ten zbiór opowiadań, by uprzyjemnić sobie czekanie. Teraz tak sobie myślę, że mogłam jednak wybrać coś innego...
Uczta Babette to zbiór pięciu opowiadań, jak zapewnia wydawca na okładce książki, opowiadań niemalże mistycznych. I tu powinnam była się zastanowić, czy na pewno chcę tę książkę przeczytać, bo na co dzień z mistycyzmem mi nie jest po drodze. I to zapewne najbardziej wpłynęło na odbiór przeze mnie tych opowiadań. Wszystkie one napisane są pięknym językiem, nieco poetyckim i malowniczym. Wszystkie te opowiadania zaczynają się całkiem interesująco, niestety tylko po to by po drodze przerodzić się, jak dla mnie, w nudę. Najlepiej z nich wszystkich broni się opowiadanie tytułowe, ale całość zdecydowanie nie jest dla mnie. Ale może komuś będzie się podobać.