Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura kanadyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura kanadyjska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 marca 2011

"Ostatnia noc jej życia" Maureen Jennings

Już sama dobrze nie pamiętam kiedy, rok, a być może nawet i dwa lata temu, stacja ale kino! zaprezentowała trzy filmy, a następnie cały serial o detektywie w wiktoriańskim Toronto, który poza tym że był katolikiem, a na miejsce zbrodni dojeżdżał rowerem, stosował nowatorskie techniki śledcze takie, jak odcisków palców. Zainteresował mnie niesamowicie ten detektyw, postać ciekawa, pełna gracji, z otwartym umysłem. Filmy podobały mi się nieco bardziej, miały mroczniejszy klimat, ale i serial oglądałam z dużą przyjemnością (zdaje się, że powstaje obecnie kolejna seria). Myślałam wtedy, że chciałabym przeczytać książki, na podstawie których stworzono serial. I proszę bardzo, teraz mam okazję się z nimi zapoznać. Cuda się jednak zdarzają.

Pewnej zimowej, śnieżnej nocy, zostaje znalezione przez konstabla nagie ciało młodej dziewczyny. Do rozwiązania sprawy zostaje skierowany młody detektyw, William Murdoch. Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna była porządną młodą kobietą, skąd zatem jej ciało znalazło się na ulicy?

Oryginalna nie będę: książka mi się podobała tak, jak większości z blogowiczów, których recenzje czytałam. Dlaczego mi się podobało? Może dlatego, że lubię klasyczne kryminały. Może dlatego, że przepadam za wiekiem XIX. Tak czy siak, lektura Ostatniej nocy jej życia przyniosła mi wiele przyjemności. Czyta się ją szybko, bo sprawnie jest napisana, choć akcja nie goni akcji, zagadka natomiast mimo, że nie jest jakoś bardzo oryginalna, ciekawi. W dodatku Jennings przedstawia nam w swojej książce różne światy wiktoriańskiego Toronto. I biednych chłopców-gazeciarzy, i prostytutki, i służących, i lekarzy, i dżentelmenów.
O co mogę mieć pretensje, to że nie ma w niej aż tylu szczegółów z życia XIX wiecznego Toronto. Dla mnie mogłoby być w tej książce więcej opisów ulic, ludzi, więcej smaczków z tego okresu. Ale w końcu jest to kryminał, nie powieść historyczna. I jak dla mnie było jeszcze za mało tego Murdocha, którego znam z serialu i filmów, głównie za mało było nauki i stosowania nowinek technicznych. Ale może z czasem to się zmieni. Czekam także z niecierpliwością na pojawienie się nowych bohaterów.

Scena z filmu "Ostatnia noc jej życia" (małe spoilery):



Trailer serialu:

czwartek, 17 września 2009

"Linie krwi" Tanya Huff

Wcześniej już chwaliłam poprzednie dwie książki kanadyjskiej autorki Tanyi Huff, Cenę krwi i Ślad krwi . Teraz przyszedł czas na wrażenia po lekturze ostatniej z dostępnych u nas powieści, Linie krwi.

Vicky Nelson, prywatny detektyw, sama nie może uwierzyć, kiedy jej były partner z policji, obecnie przyjaciel, Michael Celluci daje jej zlecenie zbadania dwóch nagłych śmierci pracowników Muzeum Archeologicznego w Toronto. Policja nie interesuje się tymi przypadkami sądząc, że były to zwykłe zawały serca, ale Celluci, który widział już wiele, przeczuwa że to całe zamieszanie ma związek z jednym eksponatem, którego raptem zabrakło...

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że można do opowieści o wampirze przemycić starożytną mumię. Naprawdę. Wilkołaki, duchy, ba, nawet zombi tak, ale faceta w poszarpanych bandażach? Otóż Huff to zrobiła. I jaki jest efekt? Więcej niż zadowalający. Po pierwszym zdziwieniu kupiłam całą tę historię. Przede wszystkim dlatego, że autorka potrafiła całość jakoś sensownie - o ile w takich historiach jest to możliwe - połączyć i zrobić ze zwykłego eksponatu muzealnego godnego przeciwnika dla naszego Henry'ego Fitzroy'a. Kolejnym plusem jest większa niż w poprzedniej części obecność wampira i Celluciego. Za to mniej jest tu humoru, który tak polubiłam w części pierwszej. Ale jest za to ta sama wartka akcja, która sprawia, że naprawdę ciężko jest odłożyć Linie krwi na bok. Wciąga ta książka i to bardzo.
Ja czekam na następne części przygód naszego jakże sympatycznego i oryginalnego trio. Mam nadzieję, że już niedługo Fabryka Słów stanie na wysokości zadania i będzie można znowu kibicować Vicky i spółce w walce ze złem z nie tego świata.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

"Błękitny zamek" Lucy Maud Montgomery (Kolorowe wyzwanie)

Jestem jedną z nielicznych osób w moim otocznieniu, które Anię z Zielonego Wzgórza traktowały jako zło konieczne. W szkole była lekturą obowiązkową, przeczytaną i w cale nie polubioną. Z drugiej strony bardzo podobała mi się Emilka. Dlatego też z pewnym wahaniem wzięłam się za Błękitny zamek Montgomery.

Joanna (czytałam wydanie Naszej Księgarni z 1985 roku), 29-letnia, jakby nie patrzeć już praktycznie stara panna, mieszka w domu ze swoją dość surową matką i ciotką. Dziewczyna jest bardzo cicha, spokojna i nieśmiała. Wykonuje każde polecenie swojej matki, nawet te dotyczące sposobu jej ubrania. Ma tego pecha, że należy do naprawdę dużej rodziny, silnie związanej ze sobą, która jednak nie oszczędza jej złośliwych uwag na temat jej wolnego stanu. Jedyną ucieczką od szarej i nieprzyjemnej rzeczywistości jest jej wyobraźnia i książki popularnego przyrodnika. To wszystko jednak się zmieni, wraz z pewnym listem od jej lekarza...

Zupełnie niepotrzebnie obawiałam się tej książki. Jest to cudowna historia, którą Montgomery świetnie opisała. Przede wszystkim od pierwszej strony polubiłam Joannę. Poczułam do niej pewną dozę współczucia, ale wiedziałam także, że dziewczyna ma w sobie jakąś niezależność i siłę. I wspaniałą wyobraźnię. Po fatalnej diagnozie zaczyna się chyba najlepsza dla mnie część książki: bunt Joanny. Klan Stirlingów zostaje kompletnie wytrącony z równowagi przez jedną dziewczynę, która zawsze była przecież ofiarą. Nikt z szacownej rodzinki nie potrafi sobie z tym poradzić. Znajdują więc najprostsze wytłumaczenie w tej sytuacji: za zachowanie Joanny na pewno odpowiada szaleństwo. Rewelacyjnie, nieco zgryźliwie, autorka przedstawiła całą rodzinkę. Na dodatek w tej części jest naprawdę sporo humoru, co ogromnie mi się podobało. A Joanna od tej pory żyje w końcu własnym życiem, może nie aż tak wspaniałym i wytwornym jak w jej wymyślonym Zamku, ale za to sama podejmuje decyzje, jest szczęśliwa i co najważniejsze znajduje prawdziwą miłość. I nagle okazuje się, że Błękitnym Zamkiem może być mała chatka w lesie...
Błękitny Zamek to bardzo ciepła i malownicza opowieść, może momentami nieco za słodka, ale kusząca swoim optymizmem, na pewno nie jeden raz do niej jeszcze pewnie wrócę.

[To jest w sumie moja czwarta książka z listy wyzwaniowej, jednak Czarna orchidea Gaimana okazała się być komiksem. Nie wiele miałam z nimi do czynienia, postanowiłam więc nie umieszczać jej recenzji.]

niedziela, 14 czerwca 2009

"Ślad krwi" Tanya Huff

Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć bardzo udany serial kanadyjski Więzy krwi. Zaciekawiona nim sięgnęłam po książki Tanyi Huff, na których podstawie ten serial powstał. Skończyłam właśnie część drugą: Ślad krwi.

Vicki Nelson, była policjantka, obecnie prywatny detektyw, ma dość nietypowego znajomego. Jest nim bowiem czterysta pięćdziesięcioletni wampir, Henry FitzRoy, syn Henryka VIII. I to on właśnie podsuwa jej nowe zlecenie: Vicki ma odkryć kto urządza sobie krwawe polowanie...

Pierwszą część łyknęłam bardzo szybko, tę także. Książki te czyta się szybciutko, bo i styl pani Huff jest całkiem niezły i akcja powieści jest wartka. Bohaterowie są sympatyczni; ja polubiłam i Henry'ego i Vicki, ale chyba najbardziej byłego partnera pani detektyw, Mike'a Celluciego. Podoba mi się dość klasyczna wizja wampiryzmu u Huff: Henry jest zdecydowanie stworzeniem nocnym, silnym i szybkim (ostatnio autorzy porzucają tą pierwszą cechę wampirów, vide Twilight czy Moonlight). W tej części dodatkowo mamy całą watahę wilkołaków. I tu jest kilka niespodzianek, choć udało mi się je zaakceptować. Minusem w porównaniu z poprzednią częścią jest nikła obecność wampira, a co za tym idzie dużo mniejsza ilość humoru, który brał się głównie z dialogów Vicki i Henry'ego.
Jak na połączenie kryminału z fantastyką, rzecz więcej niż udana.