Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wampiry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wampiry. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 lipca 2011

"Bezduszna" Gail Carriger

Czasem człowiek trafi całkiem przypadkiem na jakąś książkę i okazuje się, gdy już ją przeczyta, że trafiła mu się perełka. Tak było z Bezduszną Carriger. Sięgnęłam po nią, bo na okładce napisali że jest to książka o wampirach i parasolkach. Na tyle mnie to zaintrygowało, że wzięłam książkę do domu i od razu ją połknęłam.

Bezduszną jest panna Alexia Tarabotti, właściwie już stara panna. Nie rusza się ona z domu bez parasolki, ma mocny i uparty charakter, śniadą cerę i nie posiada duszy. Co ma pewne zbawienne działanie, jeśli próbuje cię skonsumować wygłodniały wampir. Otóż, gdy nadprzyrodzony dotknie panny Tarabotti, przestaje być nadprzyrodzonym: wampir traci kły, a wilkołak nie jest dłużej wilkiem. Wydawałoby się, że w takim razie Alexia idealnie nadaje się na agenta specjalnego Biura Ultranaturalnych Rzeczy, któremu przewodzi, przystojny, porywczy wilkołak, lord Maccon. Ale w końcu jesteśmy w wiktoriańskiej Anglii i kobiecie, nawet takiej jak Alexia, to nie przystoi. Mimo wszystko główna bohaterka ma dar do wplątywania się, przypadkiem, w różne kabały. A któż inny, jak nie lord Maccon, pospieszy jej na ratunek. Wspólnie rozwiążą zagadkę znikających młodych wampirów, nie przynależących do żadnego z londyńskich gniazd.

Ta niedługa, błyskotliwa powieść ma wspaniale nakreślonych, wyraźnych bohaterów, których nie sposób jest nie lubić, szczególnie lorda Maccona. Sama zagadka jest wciągająca i z chęcią śledzimy poczynania panny Alexii i spółki. Do tego mamy w Bezdusznej sporo humoru, szczególnie przy dialogach głównych bohaterów. Ja z pewnością sięgnę po następne części przygód Alexii. Polecam!

poniedziałek, 29 listopada 2010

"Dziedzictwo" Melissa de la Cruz

Dzisiaj króciutka notka o kolejnej części, już czwartej, sagi o wampirach z Manhattanu.

Dziedzictwo jest naprawdę niezłe, chyba najlepsze, w sensie najlepiej mi się je czytało, ze wszystkich dotychczasowych tomów. Akcja jest jeszcze szybsza, o ile to w ogóle możliwe, kartki normalnie same się przewracają. Mają na to wpływ bardzo krótkie rozdziały, tym razem poświęcone przede wszystkim trzem bohaterkom: Bliss, Mimi i oczywiście Schuyler.

Cóż, ja się dałam wciągnąć tej serii. I będę czekać na następne tomy, może nie z niesamowitą niecierpliwością, ale na pewno z pewną nutką ciekawości.

[P.S. Mongomerry - dzięki!]

wtorek, 23 listopada 2010

"Błękitnokrwiści. Objawienie" Melissa de la Cruz

Miałam ochotę na coś lekkiego i kompletnie wciągającego, ot, na lekturę idealną na jeden długi jesienny wieczór. Przypomniałam sobie o Maskaradzie Cruz, drugim tomie sagi o młodych wampirach: pochłonęłam ją w tempie zastraszającym, tak bardzo mnie wciągnęła. Pobiegłam więc po tom trzeci, Objawienie, w nadziei na podobne wrażenia.

Wybaczcie, opisywać treści nie będę. Po prostu naprawdę dużo się dzieje w tej niedługiej książce. Co strona to właściwie nowa tajemnica, nowa zagadka, nowe podejrzenia. Kilka spraw zaczyna się rozwiązywać, niektórzy bohaterowie ukazują swoje prawdziwe ja. Mamy też do czynienia z zawirowaniami uczuciowymi wśród młodych błękitnokrwistych: nowe związki, stare uczucia, pokryjome schadzki. A wszystko to nieźle napisane, z niezłym tempem. Zanim się człowiek zorientuje, jest na ostatniej stronie. Autorka, podobnie jak w przypadku tomu drugiego, dała sobie spokój z wyliczaniem super firm i nazwisk projektantów, a skupiła się na akcji, i bardzo dobrze. Teraz czeka na mnie czwarty tom, stoi już sobie na półce. Niedługo pewnie wezmę się za lekturę.

czwartek, 23 września 2010

"Błękitnokrwiści. Maskarada" Melissa de la Cruz

Jak tylko pojawiła się na rynku książka pani Cruz, Błękitnokrwiści, ja miłośniczka wampirów, nie mogłam sobie odmówić przyjemności zapoznania się z nową powieścią. Nie będę ukrywać, że się trochę zawiodłam. Nie wiedziałam więc, czy sięgać po część drugą tej wampirzo-młodzieżowej sagi.

Bo i właściwie czemu? Wampiry z jakimi mamy do czynienia podczas lektury tej sagi nie są ukazane w sposób kanoniczny, a ja lubię klasykę. Na dodatek ja nie znam się na modzie, a co dopiero na modzie wielkiego i bogatego światka Manhattanu, a w swojej książce Cruz na co drugiej stronie wyliczała jakieś niesamowite ciuchy, kosmetyki, sypała nazwiskami projektantów i nazwami znanych, ponoć, marek itp. Dla mnie było to bardzo nużące. Mało brakowało, a rzuciłabym czytanie Błękitnokristych z tego powodu. Czemu więc nie rzuciłam? Chyba dlatego, że po jakimś czasie zaczęła mi się jednak całkiem podobać wizja autorki nt wampiryzmu, a książka jest całkiem dobrze napisana, na dodatek, im dalej i akcja się rozwija, tym ciekawiej - powieść po prostu szalenie wciąga.

Przy drugiej części nie wiedziałam, czy czytać dalej i się znowu narażać na nudne wstawki o "cudownym" świecie mody, czy dać sobie spokój. Książka wpadła mi jednak w ręce, a na kilku blogach wyczytałam, że jest nieźle, może nawet lepiej niż przy części pierwszej. I faktycznie jest. Nie ma tego całego spisu "super ciuchów", a akcja jest jeszcze szybsza, przez co robi się naprawdę ciekawie. Bo trzeba przyznać, że Cruz ma bardzo sprawne pióro. Ok, nie jest to lektura najwyższych lotów, ale na długi wieczór, jak ktoś lubi troszkę fantastyki, czemu nie? U Cruz wampiry się przynajmniej nie błyszczą.

środa, 23 września 2009

"Dracula" Bram Stoker - audiobook

Klasyka. Najsłynniejsza powieść o wampirze, którą tym razem miałam okazję wysłuchać. Audiobook został wydany przez Bellonę już jakiś czas temu, mnie dopiero teraz wpadł w ręce.

Audiobook został wydany w na czterech płytach cd. I to właściwie jest jego jedyny minus (zdecydowanie bardziej preferowany przeze mnie format to mp3). Powieść Brama Stokera czyta Jan "Janga" Tomaszewski, którego głosu nigdy wcześniej nie miałam okazji słuchać. Okazało się, że pan Tomaszewski jest świetnym lektorem. Ma dość niski, lekko chropowaty, ale przyjemny i wyraźny głos pasujący do klimatu powieści oraz świetną intonację i mimo, że nie zmienia głosu w zależności od postaci, to jednak Draculi słucha się z przyjemnością.

czwartek, 17 września 2009

"Linie krwi" Tanya Huff

Wcześniej już chwaliłam poprzednie dwie książki kanadyjskiej autorki Tanyi Huff, Cenę krwi i Ślad krwi . Teraz przyszedł czas na wrażenia po lekturze ostatniej z dostępnych u nas powieści, Linie krwi.

Vicky Nelson, prywatny detektyw, sama nie może uwierzyć, kiedy jej były partner z policji, obecnie przyjaciel, Michael Celluci daje jej zlecenie zbadania dwóch nagłych śmierci pracowników Muzeum Archeologicznego w Toronto. Policja nie interesuje się tymi przypadkami sądząc, że były to zwykłe zawały serca, ale Celluci, który widział już wiele, przeczuwa że to całe zamieszanie ma związek z jednym eksponatem, którego raptem zabrakło...

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że można do opowieści o wampirze przemycić starożytną mumię. Naprawdę. Wilkołaki, duchy, ba, nawet zombi tak, ale faceta w poszarpanych bandażach? Otóż Huff to zrobiła. I jaki jest efekt? Więcej niż zadowalający. Po pierwszym zdziwieniu kupiłam całą tę historię. Przede wszystkim dlatego, że autorka potrafiła całość jakoś sensownie - o ile w takich historiach jest to możliwe - połączyć i zrobić ze zwykłego eksponatu muzealnego godnego przeciwnika dla naszego Henry'ego Fitzroy'a. Kolejnym plusem jest większa niż w poprzedniej części obecność wampira i Celluciego. Za to mniej jest tu humoru, który tak polubiłam w części pierwszej. Ale jest za to ta sama wartka akcja, która sprawia, że naprawdę ciężko jest odłożyć Linie krwi na bok. Wciąga ta książka i to bardzo.
Ja czekam na następne części przygód naszego jakże sympatycznego i oryginalnego trio. Mam nadzieję, że już niedługo Fabryka Słów stanie na wysokości zadania i będzie można znowu kibicować Vicky i spółce w walce ze złem z nie tego świata.

sobota, 5 września 2009

"Hotel Transylvania" Chelsea Quinn Yarbro

W literaturze tak naprawdę liczą się dwie sagi wampirze: Kroniki Anne Rice i saga o Saint-Germainie Chelsea Quinn Yarbro. Pierwszą znam, przyszedł więc czas zapoznać się z drugą. I tak właśnie sięgnęłam po Hotel Transylvania.

Paryż, rok 1743. Saint-Germain zdecydowanie odróżnia się w kolorowym tłumie arystokratycznego świata. Zawsze ubrany na czarno, nigdy nie jedzący z innymi, tajemniczy, wykształcony i bogaty. Dla wielu jest zagadką, dla jednych jest przyjacielem, dla innych wrogiem, szczególnie dla Saint Sebastiena, człowieka, który przewodzi czcicielom Szatana. I właśnie przed nimi będzie musiał Saint-Geramain obronić młodziutką i piękną dziewczynę, bratanicę swojej przyjaciółki, Madelaine.

Sama tak do końca nie wiem co sądzić o tej książce... Z jednej strony dobrze mi się ją czytało. Yarbro ma niezły styl. Świetnie opisuje tło osiemnastowiecznego Paryża - bardzo mi się podobały jej opisy garderoby każdego z bohaterów; były one bardzo barwne i dokładne. Spodobał mi się także główny bohater pierwszej części sagi, wampir Saint-Germain; to ciekawa postać, choć nie do końca kanoniczna, jeśli chodzi o wampiry. Hrabia może bowiem funkcjonować w dzień (całkiem ciekawe wytłumaczenie podaje nam autorka: zasługa to ziemi ojczystej Saint-Germaina, którą ma cały czas przy sobie). Nie ma za to odbicia i musi spożywać krew. To co co nie do końca mi przypadło do gustu, to wątek satanistyczny. Jak czytałam o Saint Sebastienie i o Kręgu, miałam ochotę się śmiać. Ale ja już tak mam, sataniści kojarzą mi się z rozrywką niskich lotów... Poza tym, tak naprawdę mało jest w tej powieści o wampiryzmie. I brak jest niestety w tej książce jakiegokolwiek klimatu grozy.
Całość, mimo tak koszmarnej okładki, że aż wspaniałej, czytało mi się całkiem sprawnie i w sumie z zainteresowaniem. Dlatego jeśli będą u nas dostępne kolejne części sagi o Saint-Germainie, to z ciekawości do niech zajrzę.

środa, 29 lipca 2009

"Nikt" Magdalena Kozak

Kilka dni temu skończyłam czytać Renegata, drugą część trylogii Magdaleny Kozak. Zastanawiałam się wtedy, kiedy sięgnę po część ostatnią (między pierwszą i drugą miałam rok przerwy)? Okazało się, że prawie od razu. Renegat wciągnął mnie na tyle, że byłam bardzo ciekawa ostatniej odsłony przygód Vespera.

Vesper wraca do domu. A raczej do jego Bunkra. No bo gdzie może trafić zdrajca? I na prawdę nie jest mile witany. Jednak nie wszystko jest takie proste: okazuje się, że lord Ultor ma swój plan, w którym Vesper ma rolę do odegrania. A na horyzoncie pojawia się nowe, wspólne dla Nocarzy i Renegatów, zagrożenie. Czy tym razem Jasna strona będzie rozmawiała z Ciemną?

Może faktycznie jest to lektura głównie skierowana do mężczyzn. Nie ma co ukrywać: nadal jest dużo, jeśli nie więcej, akcji, dużo broni, dużo taktyki. Może tym razem jest za to nieco mniej krwi. Ale to wszystko jest tak sprawnie i dobrze podane, że czytelnik (niezależnie kim jest) przewraca stronę za stroną i zastanawia się co będzie dalej. Książka ta po prostu trzyma w napięciu. Podobało mi się kilka dość śmiałych rozwiązań fabularnych, jakie zastosowała autorka. Dodać trzeba, że ma ona bardzo lekki i niezły styl, co dobrze widać w dialogach. Nie sposób też nie polubić bohaterów trylogii o wampirach w służbach specjalnych. To wszystko sprawia, że Nikt czyta się równie dobrze jak poprzednie dwie części, a może nawet lepiej. Co do samej autorki, jeśli tylko znowu coś wyda, to z pewnością więcej niż chętnie się z tym zapoznam.

piątek, 24 lipca 2009

"Krwawe powroty"

Od dziecka lubiłam wampiry. Filmy o wampirach były jedynymi horrorami jakie oglądałam, reszta była dla mnie zbyt straszna. Tak mi zresztą pozostało do dzisiaj (jednym z moich ulubionych filmów w ogóle jest Wywiad z wampirem). Zawsze też chętnie, może nawet więcej niż chętnie, sięgałam po książki o tej tematyce. Kiedy więc w mojej bibliotece zobaczyłam Krwawe powroty, musiałam po nią sięgnąć.

Krwawe powroty to zbiór opowiadań różnych autorów, które łączy motyw przewodni. Są nim urodziny. A właściwe urodziny i wampiry. Moim zdaniem dość oryginalne połączenie. Bo czy właściwie wampiry, stworzenia nieśmiertelne, a na pewno długowieczne, świętują swoje urodziny? I które: te ludzkie czy te, w których stały się 'dziećmi nocy'? Okazuje się, że autorzy mieli różne pomysły na ten temat. I właśnie to stanowi chyba największych plus tego zbioru: niesamowita różnorodność w podejściu do tematu.

Są w tym tomie opowiadania autorów ogólnie już znanych (np. Charlaine Harris, Tanya Huff), są i autorzy u nas nieznani, są i tacy, którzy do tej pory o wampirach nie pisali. I co dziwne, nie zawsze Ci najsławniejsi podobali mi się najbardziej. Wymieniona przeze mnie Harris, autorka książek, na których podstawie powstał serial Czysta krew - True Blood, podobała mi się najmniej. Jej opowiadanie Noc Draculi nie zachęciło mnie do sięgnięcia po wcześniejsze jej książki. Najbardziej chyba spodobało mi się opowiadanie Życzenie nieznanej mi Carolyn Haines; smutne, melancholijne, zaskakujące.
Opowiadania w Krwawych powrotach tworzą naprawdę niezły zbiór, różnorodnych historii, czasem lepszych, czasem gorszych. Niektóre zaskakują swoją pomysłowością, inne idą utartymi już szlakami, ale w sumie wszystkie je się dobrze czyta. I chyba o to chodzi.

poniedziałek, 20 lipca 2009

"Renegat" Magdalena Kozak

Latem ubiegłego roku przeczytałam Nocarza Magdaleny Kozak. Książkę dobrą, wciągającą, ale musiało jej jednak czegoś brakować, skoro po jej kontynuację sięgnęłam dopiero teraz. Ale i tak Renegata, drugą część trylogii opowiadającej o wampirach w Polsce, czytało mi się wyjątkowo dobrze. Może jest to po prostu lektura czysto wakacyjna?

Vesper, były komandos, po swym uczynku nie ma innej możliwości niż zostać renegatem. Były nocarz będzie teraz tym czego wcześniej nienawidził, czemu się sprzeciwiał i z czym walczył. Jakby tego było mało zostaje ulubieńcem Pani Renegatów i szybko awansuje w ich hierarchii. Co innego mu pozostało, niż robić dobrze to, co robić musi. Tym bardziej że druga strona nie jest wcale taka zła jak mu się wcześniej wydawało...

Gdzie nie spojrzę, tam wszędzie ludzie piszą, że książki te są 'prawdziwie męską literaturą'. Cóż, możliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że mnie, kobiecie, czytało je się wyjątkowo dobrze. Możliwe że mam spaczony lekko gust, a może po prostu na tyle lubię wampiry, że i o służbach specjalnych i o renegatach chętnie poczytam.
Książka ta jest pełna akcji, taktyki i, nie ukrywajmy, krwi. Ale w końcu w roli głównej występują tu wampiry, i to takie prawdziwe, które spożywają tylko ludzką krew, nie jakieś jej chemiczne zamienniki. Vesper chcą nie chcąc staje się jednym z nich, w końcu dla swoich dawnych przyjaciół jest tylko zdrajcą. Przyjaciół znajduje za to wśród dawnych wrogów. Ale koniec końców, po której stronie w końcu stanie?
Zdecydowanie dość mocna, pełna akcji, wciągająca książka, która trzyma poziom poprzedniej części. Czyta się ją wyjątkowo szybko. Ciekawa tylko jestem czy po ostatnią część sięgnę znowu za rok?

niedziela, 14 czerwca 2009

"Ślad krwi" Tanya Huff

Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć bardzo udany serial kanadyjski Więzy krwi. Zaciekawiona nim sięgnęłam po książki Tanyi Huff, na których podstawie ten serial powstał. Skończyłam właśnie część drugą: Ślad krwi.

Vicki Nelson, była policjantka, obecnie prywatny detektyw, ma dość nietypowego znajomego. Jest nim bowiem czterysta pięćdziesięcioletni wampir, Henry FitzRoy, syn Henryka VIII. I to on właśnie podsuwa jej nowe zlecenie: Vicki ma odkryć kto urządza sobie krwawe polowanie...

Pierwszą część łyknęłam bardzo szybko, tę także. Książki te czyta się szybciutko, bo i styl pani Huff jest całkiem niezły i akcja powieści jest wartka. Bohaterowie są sympatyczni; ja polubiłam i Henry'ego i Vicki, ale chyba najbardziej byłego partnera pani detektyw, Mike'a Celluciego. Podoba mi się dość klasyczna wizja wampiryzmu u Huff: Henry jest zdecydowanie stworzeniem nocnym, silnym i szybkim (ostatnio autorzy porzucają tą pierwszą cechę wampirów, vide Twilight czy Moonlight). W tej części dodatkowo mamy całą watahę wilkołaków. I tu jest kilka niespodzianek, choć udało mi się je zaakceptować. Minusem w porównaniu z poprzednią częścią jest nikła obecność wampira, a co za tym idzie dużo mniejsza ilość humoru, który brał się głównie z dialogów Vicki i Henry'ego.
Jak na połączenie kryminału z fantastyką, rzecz więcej niż udana.

czwartek, 23 kwietnia 2009

"Zmierzch" (2008)

Jakiś czas temu świat ogarnęło szaleństwo. Stephanie Meyer wydała książkę Zmierzch, pierwszą powieść z czterech, opowiadającą historię związku Belli, niepozornej nastolatki, z Edwardem, wampirem o wyglądzie siedemnastolatka. Gdy dostała mi się ta książka w ręce było lato, wszyscy o niej mówili, co tam, i ja się za nią zabrałam. Połknięcie jej zajęło mi zaledwie dwa wieczory. Mimo, że jest to lektura przeznaczona dla niewyżytych amerykańskich nastolatek, styl pani Meyer zostawia naprawdę wiele do życzenia, historia jest w sumie oklepana, to nie potrafiłam odłożyć tej książki, póki jej nie przeczytałam. Teraz zabrałam się za jej ekranizację.

Młoda dziewczyna, Bella Swan, przyjeżdża zamieszkać przez jakiś czas u swojego ojca, szeryfa miasteczka Forks. Mieszkała w ciepłej i słonecznej Arizonie, teraz musi znosić ciągle zachmurzone niebo stanu Waszyngton, ojca nie widziała już jakiś czas, a na dodatek jest środek semestru. Jej przybycie do małego miasteczka odbija się dużym echem, wszyscy mieszkańcy są ciekawi córki szeryfa, poza jedną osobą: Edwardem Cullenem, kolegą ze szkolnej ławki; ich pierwsze spotkanie nie wypada najlepiej. Za to Jacob, młody chłopak z rezerwatu jest do niej nastawiony bardzo przychylnie.

Szczerze mówiąc to mi się ten film podobał. Serio. Od książki się oderwać nie mogłam i teraz od filmu również. Zarzuciłam go sobie po nocy i świetnie mi się oglądało. Po pierwsze podobała mi się bardzo Bella. Nie znam Kristen Stewart, ale była naprawdę dobra jako nieskoordynowana, cicha i niepozorna nastolatka. Podobał mi się też ojciec i koledzy Belli. Za Chiny nie podobał mi się Jacob, zupełnie inaczej go sobie wyobrażałam, a dodatkowo aktor Taylor Lautner był drewniany. Wampirza rodzina Cullenów, jak dla mnie była zbyt biała, byli nie bladzi tylko właśnie biali, jak zobaczyłam Carlisle'a parsknęłam śmiechem. Ale tak było ok, szczególnie Alice. Przechodząc do punktu głównego, czyli do "przystojnego niczym grecki bóg" Edwarda: Robert Pattison jako wampir wypada świetnie, ma do tego idealną po prostu urodę. Na pierwszych 40 minutach filmu bawiłam się chyba najlepiej, świetnie im wyszło to poznawanie się Belli i Edwarda. Zabrakło mi za to ukazania jak rodzi się przyjaźń między Bellą, a wilkołakiem Jacobem, ale z czegoś zawsze trzeba zrezygnować przenosząc książkę na ekran. Zakończenie, konfrontacja między Edwardem a Jamesem, który miał chrapkę zakosztować Belli, nieźle była pokazana, choć można było jeszcze efektowniej. Kolorystyka i sposób filmowania były niezłe. Muzyki za bardzo nie zapamiętałam, więc chyba żadna rewelacja. Jedyne zastrzeżenia to to, że poza Jamesem, nikt nie pokazał kłów. Trochę dziwne... I nie bardzo mi się podobały te całe wycieczki Edwarda na czubki drzew, ale to już wymysł autorki powieści.
Ogólnie: zdziecinniałam z wiekiem, bo uważam ten film za naprawdę dobry. Ta historia ma widocznie jakąś dziwną siłę przyciągania, skoro i książka i jej ekranizacja mi się podobały, mimo ich ewidentnych braków, niedociągnięć i pewnej infantylności. Nic na siłę, ale jeśli ktoś lubi wampiry to można spokojnie obejrzeć.