
Do tej pory nie miałam przyjemności zapoznać się z prozą Miroslava Žambocha. Owszem, mam wpisane na listę 'przeczytać' jego książki, przede wszystkim
Sierżanta, ale póki co do nich nie dotarłam. Udało mi się za to, zupełnie przypadkiem, zdobyć jego najnowszą powieść
Agenta JFK. Przemytnika. Jest to pierwsza minipowieść z całej, dość obszernej, serii o przygodach agenta Johna Franciszka Kovářa.
Były agent jednostki specjalnej w dość wybuchowych okolicznościach dowiaduje się, że tak naprawdę jest wiele światów równoległych. Trafia on do jednego z nich: niby takiego samego, jak ten który zna, ale jednak innego. Kovář chce wrócić do domu, do czego potrzebne mu są pieniądze, z braku innych opcji bierze się więc za przemyt, gdy tymczasem po piętach depczą mu czarodzieje, służby specjalne i agenci dziwnej organizacji.
Po przeczytaniu
Agenta JFK mam mieszane uczucia. Z jednej strony czyta się to niesamowicie szybko. Tempo przewracania kartek jest zastraszające: wystarcza jeden wieczór. Owszem, tom pierwszy zdołał rozbudzić moją ciekawość, jak mogą wyglądać inne światy, do których trafi nasz czeski pobratymiec. Jego samego również, zdołałam polubić: sensowny facet, nie tracący głowy, nawet w nadziwniejszych okolicznościach. Z drugiej strony, mimo iż książka obfituje w akcję, strzelaniny i pościgi, czegoś im brakuje. Moim zdaniem nie budują one żadnego napięcia, są beznamiętnie napisane. A przez co czasami wieje nudą. Jak na pierwszy tom, to ogólne wrażenie
Przemytnik robi dość średnie. Czy sięgnę więc po następne części? Powiem szczerze: nie wiem. Może tak, kiedy będę potrzebowała jakiejś kompletnie niezobowiązującej, lekkiej lektury, na jeden zimowy wieczór.