
Wiem, że nie powinno się pisać o książce, której się nie skończyło czytać, ale to jest zbiór opowiadań, a ja przeczytałam cztery opowieści na dziesięć umieszczonych w tym zbiorze, czyli prawie połowę. Sama nie wiem czemu sięgnęłam po tego amerykańskiego klasyka. Może dlatego, że np. już w kilku serialach i/lub filmach (w tym w moim ulubionym Supernatural) były jakieś wyraźne odwołania do jego książek. Może dlatego, że w rozmowach ze znajomymi zawsze gdzieś tam Lovecraft się przewijał. Stwierdziłam, że się zapoznam. Podeszłam do Najlepszych opowiadań z nadzieją na coś świetnego, na coś z dreszczykiem, z klimatem grozy, na coś oryginalnego. Kurczę, nawet nie dałam rady dojść do chyba najbardziej znanego opowiadania, Zewu Cthulhu, po prostu z tego zbioru powiało nudą. Czytając te opowieści wieczorami zasypiałam nad nimi... Szukałam niesamowitości, a dostałam dobry środek nasenny. Widocznie nie jest to lektura dla mnie. Nie odbieram Lovecraftowi jego zasług dla literatury, po prostu oczekiwałam czegoś innego.