Jestem jedną z nielicznych osób w moim otocznieniu, które Anię z Zielonego Wzgórza traktowały jako zło konieczne. W szkole była lekturą obowiązkową, przeczytaną i w cale nie polubioną. Z drugiej strony bardzo podobała mi się Emilka. Dlatego też z pewnym wahaniem wzięłam się za Błękitny zamek Montgomery.
Joanna (czytałam wydanie Naszej Księgarni z 1985 roku), 29-letnia, jakby nie patrzeć już praktycznie stara panna, mieszka w domu ze swoją dość surową matką i ciotką. Dziewczyna jest bardzo cicha, spokojna i nieśmiała. Wykonuje każde polecenie swojej matki, nawet te dotyczące sposobu jej ubrania. Ma tego pecha, że należy do naprawdę dużej rodziny, silnie związanej ze sobą, która jednak nie oszczędza jej złośliwych uwag na temat jej wolnego stanu. Jedyną ucieczką od szarej i nieprzyjemnej rzeczywistości jest jej wyobraźnia i książki popularnego przyrodnika. To wszystko jednak się zmieni, wraz z pewnym listem od jej lekarza...
Zupełnie niepotrzebnie obawiałam się tej książki. Jest to cudowna historia, którą Montgomery świetnie opisała. Przede wszystkim od pierwszej strony polubiłam Joannę. Poczułam do niej pewną dozę współczucia, ale wiedziałam także, że dziewczyna ma w sobie jakąś niezależność i siłę. I wspaniałą wyobraźnię. Po fatalnej diagnozie zaczyna się chyba najlepsza dla mnie część książki: bunt Joanny. Klan Stirlingów zostaje kompletnie wytrącony z równowagi przez jedną dziewczynę, która zawsze była przecież ofiarą. Nikt z szacownej rodzinki nie potrafi sobie z tym poradzić. Znajdują więc najprostsze wytłumaczenie w tej sytuacji: za zachowanie Joanny na pewno odpowiada szaleństwo. Rewelacyjnie, nieco zgryźliwie, autorka przedstawiła całą rodzinkę. Na dodatek w tej części jest naprawdę sporo humoru, co ogromnie mi się podobało. A Joanna od tej pory żyje w końcu własnym życiem, może nie aż tak wspaniałym i wytwornym jak w jej wymyślonym Zamku, ale za to sama podejmuje decyzje, jest szczęśliwa i co najważniejsze znajduje prawdziwą miłość. I nagle okazuje się, że Błękitnym Zamkiem może być mała chatka w lesie...
Błękitny Zamek to bardzo ciepła i malownicza opowieść, może momentami nieco za słodka, ale kusząca swoim optymizmem, na pewno nie jeden raz do niej jeszcze pewnie wrócę.
[To jest w sumie moja czwarta książka z listy wyzwaniowej, jednak Czarna orchidea Gaimana okazała się być komiksem. Nie wiele miałam z nimi do czynienia, postanowiłam więc nie umieszczać jej recenzji.]
4 komentarze:
szukałam jej dziś w antykwariacie, ale niestety nie znalazłam:(
Polecam allegro, praktycznie zawsze jest do dostania ;)
Caitri, przed wzięciem do ręki "Błękitnego zamku" powstrzymywały mnie te same opory ;-)... Jednak kiedy już weszłam w świat Joanny, to pochłonął on mnie całkowicie. :-)..."Błękitny zamek", to bardzo przyjemna odprężająca lektura...
Cieszę się, że mamy podobne zdanie nt tej książki :D
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz