czwartek, 17 grudnia 2009

"Czarodzicielstwo" Terry Pratchett

Poszłam do swojej biblioteki osiedlowej po zupełnie inną książkę, ale wróciłam do domu z kolejnym Pratchettem. Cóż robić... Taką właśnie siłę przyciągania mają powieści tego autora.

Na ogół magowie stronią od kobiet. Ale był jeden wyjątek. I tak Ipslore doczekał się siedmiu synów, a potem jeszcze jednego. Ósmego syna ósmego syna, maga nad magami. Czarodziciela. I zaczęły się kłopoty, którym może zapobiec tylko i jedynie najgorszy mag w Świecie Dysku, Rincewind.

Ze wszystkich postaci Świata Dysku jakie było mi do tej pory dane poznać polubiłam najbardziej właśnie maga jednego zaklęcia, Rincewinda oraz uparty Bagaż. I może dlatego Czarodzicielstwo podobało mi się przeogromnie. Rincewind jest taki sam jak zawsze, choć pod koniec opowieści czekało mnie dość spore zaskoczenie. Okazuje się, że najgorszy mag i tchórz potrafi wykrzesać z siebie nieco odwagi. Do tego podczas tej próby ratowania świata towarzyszą mu nowi bohaterowie: Conena, córka Cohena Barbarzyńcy, kobieta śmiertelnie niebezpieczna i tak samo piękna, nawet Rincewind nie zdołał oprzeć się jej urokowi, początkujący wojownik i miłośnik ciepłej bielizny Nijel Niszczyciel, no i oczywiście Bagaż, który jak się okazuje ma uczucia. Dodać do tego trzeba świat tworzony na nowo, nadciągającą apokalipsę, zagładę biblioteki Niewidocznego Uniwersytetu, latający dywan, wiecznie zajętego dżina i pijanych jeźdźców apokalipsy. Dużo humoru i akcji. Tą wybuchową mieszankę czyta się po prostu świetnie.

Brak komentarzy: