Miałam sporą, jak na mnie, przerwę od książek Terry'ego Pratchetta. Potem był Światowy Dzień Książki i promocja w empiku, dzięki której zakupiłam trzy części opowiadań ze Świata Dysku. Na pierwszy ogień poszedł Kosiarz, głównie dlatego, że Śmierć jest jednym z moich ulubionych bohaterów.
Śmierć pewnego razu znajduje na swojej półce małą, złotą klepsydrę, o dziwo, z wygrawerowanym na niej swoim imieniem. W jej górnej części pozostało w sumie niewiele ziarenek piasku. Śmierć wyrusza więc, by "przeżyć" gdzieś te ostatnie chwile i ląduje u pewnej starej panny na farmie. Tymczasem świat pozbawiony śmierci, zaczyna wpadać w tarapaty...
Wychodzi na to, że Kosiarz zostanie jedną z moich ulubionych części Świata Dysku. Ja osobiście znalazłam tu wszystko co mi się podoba. Jest sporo humoru, są moi ulubieni bohaterowie, oczywiście mam na myśli Śmierć, naprawdę sporo się dzieje i dzieje się ciekawie. Dodatkowo poznałam nowych bohaterów i ich polubiłam. Chodzi mi tu głównie o maga Windle Poonsa, który wcześniej pojawił się w Ruchomych obrazkach, ale teraz poznajemy go od innej strony, martwej, ale za to ciekawszej. Właśnie on pospołu z członkami klubu Od Nowa, którzy są w sumie martwi, ale nie do końca, musi uratować świat. Na własną rękę próbuje zrobić to samo grupa magów, pod charyzmatycznym przywództwem nadrektora Mustruma Ridcully (kolejny świetny bohater). Wszystko to jest okraszone naprawdę niezłym humorem: kilka razy chichotałam ukryta za książką, przyciągając zdziwiony wzrok ludzi mnie otaczających. Bo jak tu się nie śmiać ze Śmierci, podającego się za parobka Billa, który w głowie ma właście tylko sianokosy i zawieranie nowych przyjaźni. Albo z zombi-maga, którego byli koledzy z Niewidzialnego Uniwersytetu próbują na siłę, i na różne spodoby, pochować.
Podobała mi się bardzo ta książka. Serdecznie ją wszystkim polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz