Lizzie (Emiliy Mortimer) to młoda matka, która opuściła męża i teraz cały czas żyje na walizkach, a wraz z nią jej matka i dziewięcioletni niesłyszący syn Frankie (Jack McElhone). Co rusz przenoszą się z miejsca na miejsce w obawie, że ojciec chłopca może ich odnaleźć. Jednak Frankie o tym nie wie. Dla niego ojciec jest marynarzem pływającym po świecie na wielkim statku 'Accra'. Z resztą cały czas z nim koresponduje. Tak naprawdę mały pisze do matki, która podając się za ojca odpisuje mu na listy; po prostu nie chciała, żeby syn znał prawdę o swoim ojcu. Wszystko układa się w miarę dobrze do czasu, gdy do portu miejscowości, w której obecnie mieszkają, zawija prawdziwa 'Accra'. Lizzie postanawia, że zatrudni jakiegoś marynarza (Gerard Butler), by na jeden dzień został ojcem Frankie'go.
Ten film widziałam już jakiś czas temu, a mimo to obejrzałam go ponownie z dużą przyjemnością. Jest to kameralny, oszczędny nawet, ciepło-gorzki film, który ma świetną obsadę. Wszyscy idealnie się spisują; bardzo mi się podobał McElhone, który ma w sobie jakąś dozę melancholii, jego Frankie jest bardzo fajnym, mądrym dzieciakiem; niezła była także Mortimer jako zdeterminowana Lizzie. No i Butler, jako zdystansowany nieznajomy, który z czasem okazuje się bardzo przystępnym facetem, przywiązującym się do chłopca i jego matki. Dear Frankie ma też bardzo dobrą ścieżkę, spodobał mi się szczególnie utwór Delicate Damiena Rice'a.
To jeden z moich ulubionych filmów i pewnie nieraz do niego wrócę.
Zrobiłam też kilka avków z jednej z fajniejszych scen filmu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz