wtorek, 2 lutego 2010

"Barfuss" (2005)

Filmów niemieckich nie oglądam. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć te, które widziałam. Dlaczego więc, gdy zobaczyłam pierwsze sceny Barfuss w naszej tv, a pora była bardzo późna, nie wyłączyłam telewizora, tylko usiadłam i zaczęłam oglądać?

Nick (Til Schweiger) traci pracę za pracą. W końcu poprzez pośredniak trafia do zamkniętej kliniki, gdzie ma podjąć pracę sprzątacza. W klinice tej przebywa młoda dziewczyna, Leila, która chodzi boso i bardzo nie lubi, gdy ją ktoś dotyka. Losy tych dwojga się krzyżują: Nick ratuje w ostatnim momencie Leilę przed śmiercią, za co dziewczyna obdarza go zaufaniem, ucieka ze szpitala i podąża za nim do jego domu...

Barfuss to po trochu komedia romantyczna, film obyczajowy i film drogi. Niewątpliwie ma w sobie jakiś urok oraz ciepło i bardzo sympatyczny klimat. Jest to lekki film pełen humoru. Przede wszystkim za sprawą Leilii i jej kompletnego nieprzystosowania do życia w społeczeństwie. Podczas wyprawy oboje z Nickiem cały czas wplątują się w jakieś tarapaty. Jednocześnie też między nimi zaczyna się zawiązywać nić porozumienia. Nick opiekuje się skrzywdzoną dziewczyną, czuje się za nią odpowiedzialny, Leila zaczyna za to się otwierać i poznawać nowy dla niej świat zewnętrzny. Jest w tym filmie kila cudownych scen, np. z wesołego miasteczka. Ogólnie rzecz biorąc mimo późnej pory bardzo dobrze mi się ten film oglądało, historia mnie wciągnęła i zdołałam polubić głównych bohaterów. Tila Schweigera widziałam już w kilku produkcjach, np. w Królu Arturze, ale nigdy nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia. Tu był całkiem niezły, również jako reżyser. Podobała mi się też Johanna Wokalek w roli niewinnej Leilii. Dodam tak na marginesie, że jakiś czas temu widziałam polską produkcję, zdaje się mocno opartą na niemieckiej, Ogród Luizy, m.in. z Dorocińskim i uwierzcie mi, Barfuss jest o niebo lepszy.

Brak komentarzy: