poniedziałek, 6 września 2010

"Uciekająca narzeczona" Georgette Heyer

O pani Georgette Heyer dowiedziałam się przypadkiem, czytając pozytywną recenzję jednej z jej książek na blogu Śmietanka literacka. Ogólnie rzec biorąc bardzo lubię okres regencji, a większość powieści Heyer jest osadzona w tym własnie okresie. A że są to romanse, których ja z zasady nie czytuję, cóż, ciekawość w tym przypadku zwyciężyła, postanowiłam spróbować. I nie żałuję.

Akcji opisywać nie będę. Wystarczy napisać, że mamy do czynienia z bardzo młodą, zakochaną i niesamowicie upartą panną z dobrego domu, która pragnie uchodzić za dorosłą; mamy idealnego bohatera, ogólnie uważanego za wspaniałą partię, człowieka niesamowicie honorowego, ale nie pozbawionego humoru; mamy także damę, która wydaje się być niezbyt atrakcyjną, a tak naprawdę jest po prostu tłamszona przez swoją rodzinę. Losy tych trzech postaci, i wielu jeszcze innych, przetną się pewnego razu i zwiążą się ze sobą, aż do ostatniej kartki. Powieść ta, romans, tak naprawdę wydaje mi się powieścią przygodowo-awanturniczą: mamy tu niesamowicie dużo prób ucieczki, pościgów i nagłych zwrotów akcji. A wszystko to okraszone humorem i lekkim stylem. Całość powoduje, że Uciekającą narzeczoną czyta się niesamowicie szybko, z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Z przymrużeniem oka, ku poprawie humoru. Ja polecam.

4 komentarze:

bsmietanka pisze...

Cieszę się, że cię zachęciłam :)
Tą autorkę trzymam zawsze na chandry. W Polsce chyba tylko Harlequin ją wydaje, czy twoje wydanie pochodzi z tego wydawnictwa? Jaki jest tytuł oryginału?

Caitri pisze...

Tak, to jest dobry pomysł, zostawić sobie lekturę książek Heyer na okres chandry :)

I owszem, wydanie mam Harlequina, a tytuł oryginalny to "Sprig Muslin".

fruits pisze...

Jak dotąd miałam do czynienia z jedną pozycją pani Heyer. Pamiętam, że wprost się rumieniłam, wypelniając przy znajomej bibliotekarce kartę tego jawnego romasidła, ale wszyscy mamy chwile slabości. Jednak, nie powiem, urocze to było czytadło i może jeszcze kiedyś się skuszę.

Caitri pisze...

Ja sobie zakupiłam "Uciekającą narzeczoną" i też musiałam z lekkim rumieńcem poprosić sprzedawczynię o podanie ksiażki z wysokiej półki przy innych klientach. Ale teraz już wiem, że do pani Heyer wracać będę, szczególnie w okresach złego nastroju :)