Przeczytałam, z przyjemnością, kolejną książkę Terry'ego Pratchetta. Tym razem mój wybór padł na Piramidy. Po lekturze stwierdzam jednak, że na pewno nie będzie to moja ulubiona książka ze Świata Dysku...
Teppica, urodzonego w dość piaszczystym i pustynnym kraju, zawsze ciągnęło do miasta. I tak jakoś wyszło, że w końcu swoje miejsce na ziemi odnalazł w największym mieście Świata Dysku, w Ankh-Morpork. A dokładniej w Gildii Skrytobójców. Jednak chłopak, już po zdanym egzaminie, będzie musiał wrócić do domu, by objąć tron po zmarłym ojcu, a co za tym idzie, wybudować mu wspaniałą piramidę...
Najbardziej podobała mi się pierwsza część Piramid. Opisane w niej pobyt Teppica w Gildii Skrytobójców, jego relacje z kolegami, sam ostateczny egzamin były bardzo ciekawe i pomysłowe. Potem akcja przenosi czytelnika do Djelibeybi, starożytnego państwa, drugiego starożytnego Egiptu, które za najważniejsze uważa piramidy i czci naprawdę wielu bogów. I tu dla mnie zaczęły się małe schody, bo do akcji wplecione zostaje dużo matematyki, z którą ja zawsze miałam na pieńku. Nie pomaga nawet najwspanialszy matematyk Dysku, Ty Draniu. Owszem główny bohater, Teppic, jest bardzo sympatyczny i pomysłowy, ale wolałabym poczytać o nim jako o skrytobójcy. Mam też wrażenie, że tym razem mniej jakoś było humoru... Czytało mi się Piramidy całkiem dobrze, ale tak jak powiedziałam: wiem na pewno, że nie będzie to moja ulubiona książka Pratchetta.
2 komentarze:
Wszędzie natykam się na te książki ze Świata Dysku i w końcu się zawezmę i przeczytam chociaż jedną żeby zrozumieć pasje czytania tych powieści.:))
Nie każdemu się one podobają, ale ja serdecznie polecam! Naprawdę są bardzo ogryginalne i wyjątkowe. Skuś się na jedną, a jak Ci przypadnie do gustu, to zaczniesz pewnie tropić następne. Pozdrawiam!
Prześlij komentarz