czwartek, 8 sierpnia 2013

"Przyzwoitka" Georgette Heyer

Ponieważ za oknem panują zupełnie piekielne temperatury, a słońce przyświeca tak, jakby miało zamiar usmażyć nas na amen, nie mam siły na nic, a mój mózg zamienił się w wysmażoną jajecznicę (coś mi to smażenie po głowie chodzi, hm...). Wzięłam się więc za lekturę niewymagającą myślenia. Lekką, miłą i przyjemną. Wzięłam się za romans w wykonaniu pani Heyer.

Polubiłam tę autorkę jakieś dwa lata temu, zachęcona recenzjami śmietanki literackiej. I tak twórczość Georgette Heyer stała się taką moją odskocznią, czymś lekkim, przy czym mogę się kompletnie zrelaksować. Do tej pory trafiałam na naprawdę niezłe powieści, niestety nie tym razem.

Przyzwoitka, bo tę powieść przeczytałam, pozbawiona dla mnie jest humoru i ciekawych bohaterów. Dialogi nie skrzą się dowcipem, a akcji właściwie brak. Czyli brak jest tego wszystkiego, za co polubiłam twórczość Heyer. Czytało się to dziełko szybko i lekko, nie jest kompletnie złe, ale nie jest to to, co chciałam dostać. Polecać więc nie będę.

3 komentarze:

Iwonaa pisze...

Wieki temu czytałam romanse Heyer (miło wspomina, "Wielką Sophy" - chyba?, innych tytułów nie pomnę) i zwykle dostarczały mi rozrywki, ale widocznie są w jej dorobku i gorsze pozycje.:)

Tosia pisze...

Zrezygnuję, skoro nie ma dowcipnych dialogów ani intrygującej fabuły :)

Unknown pisze...

Nie każda książka lubionego autora zachwyca i widzę, że tak było u Ciebie w tym przypadku.
+ Masz świetny adres bloga. :D